
Cholera, nie do końca wiem jak Ci powiedzieć o czym to jest wpis, więc bo trochę o jednej z kaw, trochę o marzeniach, trochę o relacjach. Więc wybierz sobie, co Cię najbardziej kręci z tych rzeczy i to będzie o tym. A najprościej byłoby, gdyby te parę akapitów odpowiadało na pytanie: “czemu La Vistada, pacas od Juana Beniteza to dla mnie ważna kawa?”. No więc: jest ważna na tak wielu poziomach, że warto było powiedzieć o każdym. Ale TL : DR będzie takie – kawy z Santa Barbara to sztosy, a Juan Benitez jest prze-kotem. Dziękuję, można się rozejść.
PROLOG
W jakimś 2014 albo 2015 roku pierwszy raz świadomie spróbowałem w dość krótkim odstępie czasu kilku mytych pacasów i bourbonów z Santa Barbary, z Hondurasu. To było coś na pewno od Auduna, na pewno coś z Solberg & Hansen i od Tima Wendelboe. I te kawki mi rozwaliły banię i robią to do dzisiaj. One mają w sobie wszystko co jest najzajebistsze w kawach specialty – niesamowicie czyste, słodkie, soczyste, złożone i ułożone jak najlepsza orkiestra symfoniczna, wszystko na głębokich rejestrach. Masz wyraźne kwiaty, słodkie cytrusy i całą gamę dojrzałych owoców, od tropikalnych, przez pestkowe po borówki kończąc. Jeśli musiałbym wybrać tylko jeden rodzaj kawy, którą mógłbym pić do końca życia, to ZERO zastanowienia – myty pacas od jednego ze smallholderów w Santa Barbara.
To, że one są tak zajebiste to w dużej mierze terroir: to jest malutki region położony na zboczach góry o tej samej nazwie (Santa Barbara) i tak się po prostu złożyło, jedni powiedzą, że to przypadek, inni że to ręka boża, jeszcze inni powiedzą AGGGGHHRRRRRR, ale warunki klimatyczne są tam więcej niż idealne do uprawy tych klasycznych arabik, na dodatek jest tam trochę chłodniej niż na podobnych szerokościach geograficznych gdzie się uprawia kawę, co sprawia że okres dojrzewania owoców jest znacznie wydłużony – dłużej i spokojniej robią się na odpowiedni kolor, cukry mają więcej czasu na koncentrację. I przez to zbiory i eksport odbywają się tam znacznie później (typu nawet 2-3 miesiące) w porównaniu do innych regionów i krajów z tamtych okolich Ameryczki Centralnej.
AKT I
W 2019-2020 robiłem długi projekt dla 49th Parallel w Vancouver i ta palarnia od lat kupowała kawy z Santa Barbary – więc byłem w raju. Paliliśmy tam sporo mikrolotów i spośród tych przezajebistych kaw jedną z takich topowych dla mnie był pacas od gostka, który się nazywa Natividad Benitez. W tym samym czasie jeden z ziomków, z którym tam pracowałem w dziale QC, opowiadał mi historyjki z wizyt w Santa Barbara i opowiadał mi właśnie o tym Natividadzie, że non stop uśmiechnięty i serdeczny typek, od którego bije niesamowita energia. To był też czas, kiedy już wiedziałem na 100%, że chcę pracować z kawą od jej początków, na farmach, w relacjach z producentami i oczywiście wizyta w Santa Barbara była jednym z moich najbardziej mokrych snów.
AKT II

W 2020 roku, kiedy wróciłem do Polski, po paru miesiącach zacząłem współpracę z 88 Graines, które wtedy było na samym starcie mając jedynie kawy z Gwatemali w portfolio. Już wiedziałem, że pierwszym originem, w którym chcę zacząć pracować jest Santa Barbara. No spełniłem ten swój sen i tam pojechałem. Tam właśnie zostałem zapoznany z Juanem Benitezem, który okazał się bratem Natividada, mającym farmę tuż obok.
Juan uprawia kawowce na zaledwie 4 hektarach, w uroczej wioseczce El Ocotillo. Mega zbazowany koleś, jego usposobienie jest nie z tej ziemi. Znajdziesz go gdzieś między drzewkami, jak pójdziesz za dźwiękiem nieustannego, urokliwego nucenia – chyba tylko jemu znanych piosenek. Albo na ganku obok plantacji, gdzie otoczony garstką wnuków (tak na pierwsze rachunki, to jest ich z sześcioro) rozsiada się w swym unikatowym kowbojskim kapeluszu na głowie. Nie mówi za dużo, tylko kiedy trzeba, za to non stop uśmiecha. Gość mógłby dawać korki mistrzom zen!
Zresztą chyba najwięcej o nim mówi taka historyjka, że jak odwiedzali go ludzie z takiej (bardzo spoko) amerykańskiej palarni Verve i pytali “jakie plany, jakie wyzwania na przyszłość?” ,to odpowiedział, że chyba kupi sobie nowy kapelusz XD.
AKT III
No i to już jest o Heresy – można powiedzieć, że taka wisienka na torcie, ale wiesz, to było jakoś 4 lata temu.
No więc jak zaczynaliśmy Heresy w 2021 to bardzo chciałem w ten start wjechać z buta na miętowo. Z czymś, co nas wszystkich z tych butów wywali. Pra-premiera to były wysyłki do takich kawiarni w Polsce, którymi ostro się jarałem. Pogadałem, popytałem i zechciały złożyć te zamówienia, co było zajebiste moim zdaniem. No dla mnie to takie spełnienie. Sama premiera to też była petarda – wystartowaliśmy jako kawa miesiąca w Coffeedesku w lutym 2021. I tak się akurat złożyło, że było dostępne 10-workowy lot mytego pacasu od Juana – don’t tell me more.
No i tak to właśnie się stało – kawka, którą uwielbiam, od typa, którego podziwiam, z regionu, który jest dla mnie kawowym prze-miejscem. I my z tą kawą startujemy Heresy – no nie jest to ustawienie marzeń?

AKT IV
La Vistada, którą wypuszczamy w 2025 to nadal gorące uczucie. Jest mytym pacasem z SB i jej profil smakowy jest po prostu 11/10. Jest wynikiem spełnionego marzenia o sourcingu, nie dość że per se, to jeszcze w moim ulubionym mikroregionie kawowym ever. Wyprodukował ją koleś, który jest totalnym prosem, a przy okazji ultra zabawnym gostkiem – totalnie słodziakiem, który mi po prostu imponuje. No i póki się da, będziemy mieli kawki od Juana, bo raz, że są świetne, dwa, że mam do niego niebywały sentyment.
A co dalej? No planuję dopisać kolejne akty do tej mojej przygody z Santa Barbara w Hondurasie i farmą La Vistada.
Pozdro!